Wyspa
Mroku. Najgorsze miejsce na świecie. Żyją tam wszystkie istoty, które mają parszywy
charakter i serce z kamienia. Ich ulubionym zajęciem jest mordowanie i znęcanie
się nad innymi. Na tej właśnie wyspie, miało miejsce zdarzenie, które później
przyniosło poważne konsekwencje. Przez to pewna kraina została skuta lodem na
prawie sto lat.
Tak. To właśnie tu narodziła się Biała Czarownica. Teraz to nie
ona jest największym problemem. Jakiś czas temu wróciła tu najpotężniejsza z
wszystkich wiedźm. Marisa, razem z Nakanem uciekli z Miasta Duchów i zatrzymali
się na wyspie. Nie miała problemu z gromadzeniem armii. W tym miejscu żyje
pełno złych istot, które zgodzą się oddać życie za niewielką cenę.
Wyspa Mroku
otoczona jest ze wszystkich stron wodą, która oddziela to miejsce od innych
krain. W samym centrum znajduje się potężny zamek, a wokół niego rozpościera
się mur. Aby dostać się do środka, trzeba przejść przez ogromną bramę, ominąć
strażników i podejść do czarnej kuli, która zdecyduje czy dana istota może
wejść do środka, czy też nie. Wybiera ona tylko tych, którzy są przepełnieni nienawiścią
i złem. W ich sercach nie może być nawet odrobiny żalu, czy współczucia. Kiedy
komuś już uda się wejść do środka, znajdzie się na dziedzińcu, w którym zawsze
panuje ciemność. Z tego miejsca rozchodzą się korytarze, prowadzące do pokoi na
parterze i trzech wyższych piętrach. Na samej gorze znajduje się komnata,
mieszkanie Marisy. Ściany są ciemne, poszarzałe i odrapane. W pomieszczeniu nie
ma żadnych okien, dlatego do środka nie przedostają się promienie słoneczne. Z
sufitu zwisają drewniane pochodnie, które rozświetlają jedynie niewielką część
pomieszczenia. Na środku znajduje się ogromny kocioł, z którego co jakiś czas
unosi się kolorowy dym. Przy nim stoi kobieta o długich, czarnych włosach i co
jakiś czas dosypuje składniki do swojej mieszanki. Nagle do komnaty wbiega
mężczyzna o wielkiej posturze i kredowo białych włosach. W ręku trzyma małe
zawiniątko
-Ile razy
mowiłam ci, że masz pukać!-Krzyknęła Marisa. Jej lodowaty ton, wywołał u
gościa, aż gęsią skórkę. Mężczyzna, nie chcąc bardziej denerwować swojej pani,
przekazał jej dobrą wiadomość
-Udało mi
się. Zdobyłem jej rzecz-wysapał-Jeśli mogę spytać, to po co ci to?
Czarownica
roześmiała się szyderczo i odpowiedziała
-Zrobię
coś, czego nikomu jeszcze się nie udało. Stworzę potężną broń, która pomoże nam
w wykonaniu naszego zadania. Co przyniosłeś?
-Nie
mogłem zabrać łuku, ani jej magicznego rogu, ponieważ jest za bardzo chroniony,
ale udało mi się zdobyć jej sukienkę. Czy to wystarczy?
-Tak.
Wystarczy. Ważne żeby była to jej własność. Kiedy dokończę to zaklęcie, ta
dziewucha pożałuję że kiedykolwiek przekroczyła przejście do tego świata.
Wszystkie jej zalety, obrócę przeciwko niej i jej najbliższym. Sprawie, że
bliscy i poddani ją znienawidzą i wywołają wojnę.
Marisa po
raz kolejny zaśmiała się szyderczo i kontynuowała zaklęcie.
**********************************
Anglia.
Miejsce, w którym urodziło się rodzeństwo Pevensie. W tym świecie stawiali
swoje pierwsze kroki. Tu się wychowali, mieli swoich krewnych i przyjaciół.
Mimo wszystko, każdy z nich wiedział, że to nie jest ich miejsce. Całym sercem
i duszą pragnęli przenieść się z powrotem do
Narnii. Krainy, dzięki której stali się lepsi, poznali co to śmierć,
ból, wojna, cierpienie ale również radość, szczęście, miłość. To Łucja, jako
pierwsza odnalazła tam drogę. Gdyby nie ona, nikt z nich nie pomyślałby nawet,
że istnieją również inne światy. Kolejny powrót, bardzo ich zmienił. Każdego z
osobna. Nawet najmłodsza z rodzeństwa, nie była już taka towarzyska, jak
zwykle. Wiecznie radosna i pogodna dziewczynka z każdym dniem miała coraz mniej
zapału do gier, zabaw, a nawet jakichkolwiek rozmów. Edmund bardzo chciał
zostać w Narnii, dlatego kiedy jego marzenie się nie spełniło stał się bardzo
pochmurny. Był zły na Aslana, a tym
bardziej na siebie. Cały czas myślał, że to przez niego musieli opuścić
tę krainę. Był przekonany, że to kara za to, że kiedyś ich zdradził.Ale
przecież Aslan mi wybaczył, rodzeństwo też myślał. Nie mógł zrozumieć czemu
musieli zostawiać to co kochają. Czym bardziej Edmund zastanawiał się nad
decyzja Wielkiego Lwa, tym bardziej pogarszał się jego nastrój, co odbijało się
później na rodzeństwie, a w
szczególności na Łusi. Najmłodsza siostra nie potrafiła bronić się przed
jego atakami, tak jak Piotr, czy Zuzanna. Często po kłótni, mała zanosiła się
płaczem i uciekała do swojego pokoju. W tedy Edmund miał jeszcze większe
wyrzuty sumienia i cała sytuacja powtarzała się na nowo.
Najgorzej mieli jednak
starsi. Wiedzieli już, że nie wrócą do Narnii, co strasznie ich przytłoczyło.
Kiedy nastąpił rok szkolny, Piotr zatracił się w nauce. Chciał o wszystkim
zapomnieć, więc uczył się całymi godzinami, przesiadywał w swoim pokoju do
późnej nocy nad książkami, aby mieć mniej czasu na sen i nie śnić o tym jak
kiedyś był królem na Ker-Paravelu. Zuzanna zrobiła podobnie. Tyle, że jej czas
nie wypełniała nauka, jak Piotrowi, tylko różne ćwiczenia. Postanowiła najpierw
posprzątać strych i tam zanieść książki, które od dziecka ukrywała przed
rodzicami. Kiedy to zrobiła, wyłożyła cały regał podręcznikami o sztukach walki,
medytacji i wszelkimi rodzajami broni. Podczas, gdy mamy nie było w domu, ona
ćwiczyła krok po kroku samoobronę. Wiedziała, że tu, w Anglii nie będzie miała możliwości wykorzystać swoich umiejętności,ale i tak trenowała. Chciała mieć jak najmniej czasu na rozmyślanie, tak samo jak Piotr. Już jako mała dziewczynka potrafiła
skomplikowane ruchy, których nauczyła się od wujka Leona. To on zaraził ją tą
pasją. Od niego dostała pierwszą książkę na temat walk i broni. Teraz miała ich
już prawie trzydzieści i cały czas dokupowała nowe. Z dnia, na dzień stawało
się to dla Zuzanny obsesją. Musiała każdego dnia iść na strych i tam ćwiczyć,
lub czytać. Najgorzej było, kiedy mama była w domu. Nie mogla w tedy spokojnie
iść na górę, bo jeśli jej rodzicielka zorientowałaby się co robi, zapewne
spaliłaby wszystkie książki i zakazała jej nawet rozmów na ten temat, a co
dopiero treningów. W takie dni Zuzanna musiała radzić sobie inaczej. W nocy,
kiedy wszyscy już spali, zakradała się na strych i trenowała, aż do wschodu
słońca. Nikt rano nie pytał jej czemu jest taka zmęczona. Łucja niewiele się
odzywała, Edmund cały czas nad czymś myślał i gapił się w okno, a Piotr spędzał
każdą wolną chwilę z książką, mapą czy zeszytem w ręce. Rodzeństwo przez
ostanie pół roku prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiało. Odzywali się tylko
podczas obiadu, ale też nie zawsze. Każdy wolał siedzieć w swoim pokoju. Matka
bardzo się o nich martwiła, ale jej dzieci wykręcały się od odpowiedzi.
Pewnego,
ponurego dnia zostali sami w domu, bo ich rodzicielka musiała iść do sąsiadki
po materiały potrzebne na nowe ubrania. Jak to zawsze bywa, mama nie wróciła po
kilkunastu minutach tylko siedziała u pani Martinez już dobre dwie godziny.
Rodzeństwo zdziwione faktem, że nikt nie woła ich jeszcze na obiad, udało się
do kuchni. Nawet Piotr i Zuzanna przerwali swoje zajęcia i poszli coś zjeść. Na
dole spotkali swoje młodsze rodzeństwo, które po raz pierwszy od dawna
prowadziło zwykłą rozmowę, która nie zakończyła się jeszcze kłótnią.
-Mówię
Ci, że mama poszła do sąsiadki. Znając je to pewnie siedzą przy filiżance kawy
i rozmawiają o wszystkim, co im do głowy przyjdzie.-tłumaczył Łusi brat-Uspokój się i
przestań o nią martwić.
Wspaniały
i Łagodna spojrzeli się na siebie zdziwieni.Edmund, pocieszający kogokolwiek,
to rzadki widok. A w szczególności najmłodszą siostrę, z którą ostatnio się
ostatnio nie dogadywał.
-No wiem
przecież, że nic jej nie będzie, ale spójrz jaka jest pogoda!
Rzeczywiście
na zewnątrz zaczęło się chmurzyć, ale jeszcze nie zanosiło się na deszcz,
ponieważ gdzie nie gdzie, przebijały się promienie słoneczne.
Piotr i
Zuzanna wzruszyli tylko ramionami i poszli nalać sobie, przygotowanej wcześniej
zupy. Kiedy niebieskooka niosła talerz, aby położyć go na stole, przy którym
siedziała już reszta rodzeństwa, poczuła się jakoś dziwnie. Zlekceważyła to.
Usiadła przy stole i zaczęła w ciszy jeść. Bracia i siostra jakoś dziwnie się
jej przyglądali. Nie mogła wytrzymać już ich spojrzeń, dlatego zapytał wprost.
-O co wam
chodzi?
-O nic.
Po prostu jakoś tak dziwnie wyglądasz. Dobrze się czujesz, bo jesteś taka
trochę blada?-powiedział najstarszy
-Dobrze
się czuje, nic mi nie jest i dzięki za troskę. Pójdę sobie chyba jeszcze dolać,
bo jestem głodna jak wilk.
Zuzanna
uśmiechnęła się i odeszła od stołu. W trakcie jak zbliżała się do kuchenki,
zdarzyły się dwie bardzo dziwne rzeczy. W jednej chwili niebo pociemniało.
Zerwał się silny wiatr, który mógłby wyrwać drzewo z korzeniami. Czarne już niebo
rozświetliła wielka niebieska błyskawica. Kilka sekund później słychać było
donośny grzmot. W tym samym czasie starsza siostra upuściła na ziemię talerz.
Głowy wszystkich zwróciły się na nią. Dziewczyna wszystko widziała, chciała
powiedzieć im, że źle się czuje, ale nie mogła wypowiedzieć najmniejszego
słowa. W jednej chwili ogarnął ją przeszywający ból. Przez moment nie mogła
nawet oddychać. Czuła jakby ktoś dźgał ją nożem prosto w serce, a jakaś niewidzialna
istota próbowała wyrwać jej dusze. Wystraszone rodzeństwo szybko zerwało się z
krzeseł i podbiegło do siostry. Ból jak przyszedł w ciągu kilku sekund, tak
samo szybko odszedł. Burza również minęła, a na niebie pokazało się słońce.
Łagodna stała w miejscu i patrzyła na osłupiałe rodzeństwo.
-C-Co to
b-było?-zapytała przerażona Łucja
-Nie mam
pojęcia. Wiem jedno. Trzeba to posprzątać zanim przyjdzie mama, a Zuzę
zaprowadzić do łóżka i zastanowić się co się stało.
-Nigdy nie czułam tak wielkiego bólu-zaczęła opowiadać Łagodna.- To nie było normalne.Myślałam, że ktoś kradnie
mi dusze.
Po paru
minutach podłoga była już posprzątana, a na ziemi nie było ani jednego kawałka
szkła. Zanim do domu wróciła rodzicielka, rodzeństwo Pevensie poszło do pokoju
Łucji i Zuzanny, aby omówić ostatnie wydarzenie. Wszyscy wiedzieli, że stało
się to za sprawą magii. Tylko czemu Zuzanna źle się poczuła, skoro ona i Piotr
nie mieli już powrócić do Narnii? Może to jakiś znak od Aslana, że są tam
potrzebni? Było tyle pytań na które nie znali odpowiedzi.
*********************************************
W ciemnej
komnacie o ściny odbijał się szyderczy śmiech.
-Udało ci
się, pani?-zapytał Nakan
-Tak. To
było prostsze niż mi się wydawało.
**********************************
Tak więc mamy rozdział pierwszy. Czekam na opinię w komentarzach :)
Gorąco pozdrawiam wszystkie czytelniczki i życzę ładnej pogody na weekend :P
A propo pogody. Wczoraj poszłam z koleżanką na lody. Zagadałyśmy się i siedziałyśmy ok 2 godzin na polu. Po niej tego nawet nie wdać, a ja teraz jęczę, bo tak spaliłam się na słońcu że jestem cała czerwona-zwłaszcza twarz :P
Niech już ta skóra zrobi się brązowa -.-